wtorek, 11 października 2016

Rzeczpospolita Niewierna



 Mrok, szatan i wolność. Tak najkrócej można podsumować wczorajszy, poznański koncert kończący trasę "Rzeczpospolita Niewierna". Koncert praktycznie do ostatniej chwili stał pod znakiem zapytania, nawet wczoraj przez cały dzień różne służby nawiedzały Hale nr 2 mieszczącą się na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, w poszukiwaniu czegoś, co umożliwiłoby odwołanie tego wydarzenia. Pewnym osobom bardzo mocno na tym zależało. Pominę całe zamieszanie związane z krucjatą różańcową, mającą na celu nawrócenie muzyków, jak i publiki.

Koncert zaczęła enigmatyczna Batushka. Dla wielu wciąż jest sporym zaskoczeniem fakt, iż jest to zespół wywodzący się z Polski. Batushka szturmem podbiła polską, jak i zagraniczną scenę black metalową, wydanym pod koniec ubiegłego roku albumem "Litourgiya". Jest to zespół, który zaprezentował na rodzimej scenie, coś, czego jeszcze nie było. Swojej muzyce nadał wschodnioeuropejski i prawosławny klimat, który plugawi i bezcześci na każdy możliwy sposób. Oprawa całego koncertu jest wyjątkowa, pełna symboliki: kadzidła, ołtarz, świece, stroje muzyków, wzorowane na szatach prawosławnych duchownych oraz zakryte twarze. Całościowo daje scenografię, która na długo zapada w pamięci, a przez zapach kadzideł miałem wrażenie, jakbym naprawdę znajdował się w cerkwi. Co do samej muzyki, Batushka to profesjonalne, techniczne, dynamiczne, melodyjne granie, pełne ostrych riffów. Wszystko to, przyprawione jest sakralnym chórem, przerwami podczas których, ostre brzmienie ustępuje miejsca liturgicznej melodii. Zjawiskowość zespołu podkreśla aura tajemniczości i mistycyzmu, jaką roztacza na scenie, jak i wokół siebie, bo oprócz tego, że Batushka gra to nie wiemy, o niej nic więcej.
 
   
  Po duchownym błogosławieństwie od Batushki, przyszedł czas na szwajcarski duet Bölzer. Tutaj będę pisał krótko, ponieważ nie lubię pisać źle o muzyce, która jak każdy inny rodzaj sztuki nie musi trafiać do wszystkich odbiorców. Bölzer, zasługuje na pochwałę na pewno ze względu na długie kompozycje, na wzór ciężkiego, doomego grania. Reszta po prostu do mnie nie przemówiła, jak i do kilku innych osób, które opuściły salę podczas koncertu. Były oczywiście osoby, które stały zasłuchane, kołysząc się w rytm melodii, a nawet znaleźli się tacy, którzy zaczęli skromne pogo pod sceną. Co myślę, dla artysty jest bardzo ważne, by znaleźć, chociaż kilku wiernych odbiorców.
 
Kilka minut po godzinie 21:30 pod sceną było już ciasno, na scenie pojawił się wyczekiwany przez wszystkich Behemoth. Muszę zaznaczyć tutaj, że nie jestem wielkim fanem tej formacji, lubię ich posłuchać okazjonalnie, od czasu do czasu. Na koncert szedłem z czystej ciekawości oraz jako fan bardziej klasycznego i psychodelicznego grania z pewnymi obawami. Jednak już z pierwszymi sekundami otwierającego koncert Blow Your Trumpets Gabriel, na moim ciele pojawiły się ciarki. Behemoth to ten zespół, który wykonaniem na żywo bije na głowę, studyjne nagrania, do tego Nergal to prawdziwy sceniczny demon, który wprost emanuje energią ze sceny, dzieląc się nią z publicznością. Podczas Ora Pro Nobis Lucifer, cała hala popadła w szaleństwo, nie oszczędzając gardeł. Cały koncert grupy to energiczne i ostre show, podczas którego przekaz artystyczny przenika się z przekazem pełnym kontrowersji. Każdy z obecnych na tym koncercie miał tego pełną świadomość. Behemoth nie bierze jeńców, to zespół pełen ekspresji i wyrażania siebie poprzez muzykę, a jak już pisałem wyżej: muzyka, jak każdy inny rodzaj sztuki nie musi docierać do każdego.

   
   Jeżeli chodzi o całą otoczkę i zamieszanie, które towarzyszyło, towarzyszy i będzie towarzyszyło koncertom Behemotha. Z przekazem muzyków można się zgadzać bądź nie. Jednak bez względu, po której stronie się stoi, powinno się szanować "przeciwnika". Społeczność artystów, zawsze stała w opozycji do norm społecznych, kulturalnych i ustrojowych, a sztuka stanowiła pewnego rodzaju narzędzie do wyrażania swojego niezadowolenia. To się nie zmieniło i nie zmieni. Martwi mnie jednak to, że żyjąc w XXI wieku, w otartym świecie, wracamy do czasów cenzury i blokady, a nawet do czasów ciemnego średniowiecza. Pomijając walory artystyczne, cieszę się, że uczestniczyłem w tym wydarzeniu, ponieważ w kraju, który powoli traci wolność obywatelską, mogłem przez kilka godzin poczuć się naprawdę wolny. Na koniec zostawiam Was, z krótkimi, ale bardzo ważnymi słowami, które Adam "Nergal" Darski, wypowiedział podczas wczorajszego koncertu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz